Cześć Motylki,
Jak pewnie niektóre z Was wiedzą z mojego poprzedniego wpisu - byłam u psychiatry na ważeniu. Sytuacja nie jest na tyle poważna, aby zamykać mnie w szpitalu, aczkolwiek rodzice mi zagrozili, że jak dobiję do 50 kg to automatycznie tam trafię. W sumie to mam to gdzieś. Cieszę się, że nie ignorują mojej anoreksji, aczkolwiek w pewnych chwilach żałuję tego, że istnieją. Strasznie to brzmi, wiem, ale ich ciągła kontrola nade mną irytuje mnie.
Bilans:
szkoda gadać, napad już któryś dzień z rzędu. Waga waha się ten 1 kg w górę i w dół.
Bez bicia przyznam się, że zjadłam pół tabliczki czekolady, którą niestety zwymiotowałam. Lepsze to, niż kazać żołądkowi trawić ze 300 kcal.
Co do jakiejś konkretnej diety to nie mam. Wolę takie spontaniczne posiłki itd. ;))
Może w kolejnym wpisie uchylę Wam rąbka tajemnicy związanej z moją wagą i historią diety. Będzie to post długi i pełen wyżaleń, więc jeszcze się zastanowię nad tym. Jak trzy osoby napiszą pod tym postem komentarz, że chcą to przynajmniej dla tej trójki podzielę się tym sekretem . ;)
Trzymajcie się Chudo,
Motylek xoxo
Rada, a pro po ważenia u psychiatry; możesz na przykład włożyć coś ciężkiego pod ubrania i dzięki temu twoja waga zwiększy się, a rodzice nie zobaczą, że schudłaś.
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga: http://wecanbebutterfly.blogspot.com/
Ja bym chciała, ale pewnie jest już za późno :(
OdpowiedzUsuń